Briarthorn wyjął jakby od niechcenia małe, elektroniczne urządzenie z kieszeni, pokryte mnóstwem diod i pokręteł, po czym zaczął mu się uważnie przyglądać.
- Cóż, jeśli ci odpowiedzialni za obserwację nie są idiotami, a zwykle nie są, bo wykonują całkiem niezłą robotę pod tym względem, to możemy się spodziewać kolejnego pokazu fajerwerek jeszcze przed końcem tygodnia. Pociski, wybuchy magii, granaty, napalm, takie tam. To świetna zabawa, można wziąć całą rodzinę i oglądać przedstawienie. Będzie cię trzymało w napięciu aż po sam wielki finał: to całe AMRG-22000 to prawdziwe cudo. Szkoda, że żadna z tych rzeczy nie działa na Kopułę. Jeśli o mnie zaś chodzi, to lubię przesiadywać gdzieś wyżej, tuż pod polem ochronnym. Zawsze jest szansa, że wojaki zobaczą, jak im macham. Naprawdę, oni są przekonani, że atakują nas „z zaskoczenia”, strach się bać! - zadrwił, machając skrzydłami i kopytami z udawanym strachem. - Ale dajcie spokój. W ich mieście trzeba wypełnić jakieś trzy podania, żeby móc komuś rozkazać kichnąć, więc już dawno rozgryźliśmy ich schemat działania. Królowa lubi rozwieszać po mieście transparenty i takie tam, gdy się spodziewamy nalotu. Ot tak, dla śmiechu. Domyślam się, że najpóźniej jutro pojawią się zwiadowcy. Zwykle latają tu na dzień czy dwa przed atakiem.
- Przed końcem tygodnia... Bogini, to nie brzmi zbyt przyjemnie - podkreśliła nerwowo Rarity. - Czy wojsko nie będzie w takim razie ścigać wszystkich, którzy będą chcieć akurat opuścić miasto?
- Och, ależ próbują to robić, a jakże. To właśnie dlatego mamy tutaj najlepszych pilotów w najlepszych statkach. Wszystko własnej produkcji i własnego szkolenia. I znacznie lepsze niż to, co może zaoferować głupie wojsko. - Rozłożył skrzydła i zasalutował. Jedno z nich ponownie pogładziło klacz w tylną część ciała. Stał tak na baczność przez mniej niż sekundę, w idealnej pozie prawdziwego pilota. - Jeśli martwisz się o to, że atakujący mogą zrobić dziury w naszej wspaniałej, półokrągłej sferze, to niepotrzebnie się przejmujesz. Nasze statki? Nawet nie korzystają z Kopuły, bo mają własne środki zapobiegawcze. Ich maszynki? Nigdy jej nawet nie drasnęły. Mogę cię zapewnić, panno Rarity, że choćby nie wiem jak przerażająco wyglądał atak, to żadna krzywda nie stanie się żadnej z twoich uroczych kompanek... ani Lockwoodowi, ani panu Mięśniakowi - dodał, kłaniając się nisko i odsuwając skrzydło tak szybko, że Rarity nie zdążyła nawet prychnąć z oburzenia spowodowanego trzecim już dotknięciem okolicy jej Znaczka.